Tym razem wybrałem się po przygodę do Łodzi. W ramach „Łódzkich spotkań” organizowanych za pośrednictwem portalu reconnet.pl wspólnie z kolegą z forum zorganizowaliśmy sobie wypadzik do lasu Łagiewnickiego. Mimo, że to czas odwilży i poprzedniej nocy padało, pogoda okazała się dla nas stosunkowo łaskawa. Kilka stopni powyżej zera i przelotne mżawki nie zniechęciły nas. Krótkie przywitanie na dworcu Fabrycznym i przesiadka w eMZetKę. Niedługo potem byliśmy już w lesie. Mwitek uzbrojony w GPS prowadził. Dzięki temu mogłem cieszyć się otaczającą przyrodą. W pewnym momencie dostrzegłem watahę dzików jakieś trzydzieści metrów przed nami. Również one nas dostrzegły. Dłuższą chwilę mierzyliśmy się tak wzrokiem po czym one wymiękły. Od tej chwili ostrożniej poruszaliśmy się w kierunku planowanego miejsca na biwak. Po drodze omawialiśmy wszelkie forumowo-bushcrafterskie za i przeciw. Gdy rozglądaliśmy się już za miejscem na ognisko, kilka metrów od nas wystartował młody dzik. W chwilę później zniknął w zaroślach. Tym razem to my wymiękliśmy.
Mwitek narąbał biedronkową siekierką drewna. Ja przygotowałem korę brzozy i cienkie patyczki na rozpałkę. Przy okazji znalazłem starą ramę od jakiegoś motoru. Po chwili starań dymiące ognisko zaczęło się pewnie palić. Uradowani skutecznością naszych poczynań postanowiliśmy przećwiczyć kilka patentów. Mwitek zagotował wody w menażce wiszącej nad ogniskiem. Zaparzyliśmy sobie herbatki. W moim przypadku świerkowej. Korzystając z zużytego opakowania po janosikowym zrobiłem gwizdek oraz wpadłem na pomysł wykorzystania pozostałości jako naczynia. Mwitek usmażył kiełbasę na patelni zrobionej z kija i folii aluminiowej. Dopijając herbatkę dokonaliśmy oględzin zabranego ekwipunku. Zagasiliśmy ognisko i ruszyliśmy w drogę powrotną. Po drodze natknęliśmy się na zagrodę w której trzymane były dziki. W jednej części dwa starszaki, w drugiej locha z podrostkami. Wypad zakończyliśmy piwkiem w barze Mi 2 z helikopterem w środku. Niezły widok. Było fajnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz