Teściu wraz ze swoim kolegą zorganizowali sobie trzydniowy wyjazd na rybki. Postanowiłem skorzystać z okazji i poznać bliżej zbiornik Sulejowski. Plan miałem prosty. Powłóczyć się trochę brzegiem jeziora.
W stanicy w miejscowości Barkowice Mokre wypożyczyliśmy łódkę. Mała skorupa wiosłowa z doczepionym silnikiem miała zagwarantować bezpieczną przeprawę na znajomą wyspę w dole zbiornika. Ja wysiadłem na drugim brzegu. W miejscu gdzie jezioro ma największe przewężenie. Tam pożegnaliśmy się i każdy ruszył w swoją stronę.
Po zrobieniu kilku kroków grunt się pode mną załamał i wpadłem po kolana do wody. Był to prawdopodobnie niewidoczny bobrowy kanał. Bobry widywane są nad tym jeziorem. Dalej marsz kontynuowałem już bez przeszkód. Oddalając się to znów zbliżając do brzegu w poszukiwaniu dogodnego przejścia. Podziwiałem widoki. Pogoda dopisywała. Było słonecznie i ciepło a od wody powiewał wiaterek. Pomału planowałem pierwszy nocleg.. Rozbiłem się w małej zatoczce tuż przy brzegu w pobliżu zacumowanych na dziko żaglówek. Rozpaliłem ognisko i przyrządziłem posiłek. Wieczór spędziłem w śpiworze owinięty poncho BW. Ponieważ wiatr ucichł postanowiłem tak spędzić całą noc.
Po zmroku wzdłuż brzegu pływała łódź patrolowa i gdzie nie gdzie przyświecała szperaczem. Moje ognisko nie przyciągnęło uwagi patrolujących bądź, jak sądzę, nie zostało zauważone.
Noc upłynęła spokojnie. Nad ranem okazało się, że do plecaka zajrzała myszka podgryzając kromeczkę chlebka. Zostawiłem jej to co zostało na potem i ruszyłem w dalszą drogę. Doszedłem do zapory a po drugiej stronie zatrzymałem się na szklaneczkę mineralnej. Przy okazji podziwiałem zmagania żeglarzy podczas odbywających się regat. Dalszą drogę skutecznie uprzykrzały mi glany, które zmoczone dnia poprzedniego obcierały niemiłosiernie moje kostki. Po południu doszedłem do miejsca, z którego było najbliżej na wyspę, gdzie od wczorajszego dnia stacjonowali wędkarze. Jeszcze na brzegu uszykowałem drewna na ognisko i wraz z nim zostałem zabrany. Po kolacji szybko położyłem się spać. Byłem już bardzo zmęczony. Obudził mnie dopiero o świcie sygnalizator brań. Dwa dni nęcenia, 4 wędki a leszcze brały tylko na jedną. Do południa poćwiczyłem wiosłowanie i przy tym utrzymywanie łódki na stałym kursie. Nie takie to łatwe.
W tamte dni miał miejsce zakwit glonów. Całe jezioro pokryło się zieloną mazią. W niektórych miejscach zmoczona noga po wyjęciu z wody wyglądała jakby ją ktoś oblał ją farbą olejną. Skalę tego zjawiska obrazują poniższe zdjęcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz