Pewnego majowego popołudnia wybrałem się do lasu z planem przenocowania pośród drzew. Zabrałem ze sobą poncho BW, stary koc, 1,5 litra wody i parę innych drobiazgów. Las do którego się wybrałem znam dobrze. Zmierzyłem go już wielokrotnie wzdłuż i wszerz. Miejsce na nocleg jak się później okazało wybrałem nie najlepiej. Blisko podmokłych terenów. I nad ranem było mi już dość zimno. Za izolację od podłoża posłużyła mi narwana, gęsto rosnąca nieopodal szczeciniasta trawa. Wieczorkiem przygotowałem sobie w razie potrzeby ognisko i opał. Poncho rozwiesiłem pomiędzy drzewami i delektowałem się odgłosami lasu. Jakże niesamowita jest gama dźwięków zasypiającego i budzącego się lasu oraz ich okresowość. Tuż przed północą nastraszył mnie szczekający groźnie kozioł sarny. Około trzeciej nad ranem rozpaliłem ogień. Było mi już zimno. Koc nie zapewnił wystarczającego ciepła. Spanie dodatkowo utrudniał Pinio, który sapał całą noc, oraz myśl że nieopodal na ambonach siedzą myśliwi. Swoją drogą ciekawe czo oni o mnie wiedzieli? O świcie zgasiłem i zabezpieczyłem ognisko. Odwiedziłem jeszcze znane kąty i wróciłem do domu. Taka nocka w lesie daje wiele do myślenia.
poniedziałek, 28 lutego 2011
nocka w lesie
Pewnego majowego popołudnia wybrałem się do lasu z planem przenocowania pośród drzew. Zabrałem ze sobą poncho BW, stary koc, 1,5 litra wody i parę innych drobiazgów. Las do którego się wybrałem znam dobrze. Zmierzyłem go już wielokrotnie wzdłuż i wszerz. Miejsce na nocleg jak się później okazało wybrałem nie najlepiej. Blisko podmokłych terenów. I nad ranem było mi już dość zimno. Za izolację od podłoża posłużyła mi narwana, gęsto rosnąca nieopodal szczeciniasta trawa. Wieczorkiem przygotowałem sobie w razie potrzeby ognisko i opał. Poncho rozwiesiłem pomiędzy drzewami i delektowałem się odgłosami lasu. Jakże niesamowita jest gama dźwięków zasypiającego i budzącego się lasu oraz ich okresowość. Tuż przed północą nastraszył mnie szczekający groźnie kozioł sarny. Około trzeciej nad ranem rozpaliłem ogień. Było mi już zimno. Koc nie zapewnił wystarczającego ciepła. Spanie dodatkowo utrudniał Pinio, który sapał całą noc, oraz myśl że nieopodal na ambonach siedzą myśliwi. Swoją drogą ciekawe czo oni o mnie wiedzieli? O świcie zgasiłem i zabezpieczyłem ognisko. Odwiedziłem jeszcze znane kąty i wróciłem do domu. Taka nocka w lesie daje wiele do myślenia.
czwartek, 24 lutego 2011
Manierka
wtorek, 22 lutego 2011
Na początek
Czasem lubię po prostu wziąć plecak i ruszyć przed siebie. Maszeruję wtedy długie godziny i pokonuje kolejne kilometry. Już sama droga sprawia mi wtedy frajdę. Jednak na takich wypadach każdy zbędny kilogram odbija się na moim organizmie w postaci otarć, odcisków, zmęczenia itd. Rozbijając wieczorem namiot mam ochotę już tylko zawinąć się w śpiwór i zasnąć "w dźwiękach otaczającej przyrody",. Nie mam już wtedy siły na kopanie zabraną przez siebie łopatką pieca ziemnego czy przetestowanie kolejnych palników. Wolę po prosu obserwować pająka, który właśnie zaplata sieć nad moją głową. Przychodząc po takim wypadzie do domu zastanawiam się, - po co ja to wszystko zabrałem?
Podzieliłem więc swoje wypady na raczej typowo turystyczne oraz te raczej leśne. Od dawna odchudzałem swój ekwipunek a jednocześnie tworzyłem w myślach kolejne jego elementy własnoręcznie wykonane. I wracałem w ten sposób do punktu wyjścia. Po co mi kolejne elementy przecież mam chodzić na lekko. Teraz mam na to rozwiązanie. Przed każdym wypadem założę sobie pewne cele do zrealizowania. Pozostawię sobie oczywiście furtkę na odrobinę szaleństwa
Podzieliłem więc swoje wypady na raczej typowo turystyczne oraz te raczej leśne. Od dawna odchudzałem swój ekwipunek a jednocześnie tworzyłem w myślach kolejne jego elementy własnoręcznie wykonane. I wracałem w ten sposób do punktu wyjścia. Po co mi kolejne elementy przecież mam chodzić na lekko. Teraz mam na to rozwiązanie. Przed każdym wypadem założę sobie pewne cele do zrealizowania. Pozostawię sobie oczywiście furtkę na odrobinę szaleństwa
wtorek, 8 lutego 2011
Dziki wypad
Tym razem wybrałem się po przygodę do Łodzi. W ramach „Łódzkich spotkań” organizowanych za pośrednictwem portalu reconnet.pl wspólnie z kolegą z forum zorganizowaliśmy sobie wypadzik do lasu Łagiewnickiego. Mimo, że to czas odwilży i poprzedniej nocy padało, pogoda okazała się dla nas stosunkowo łaskawa. Kilka stopni powyżej zera i przelotne mżawki nie zniechęciły nas. Krótkie przywitanie na dworcu Fabrycznym i przesiadka w eMZetKę. Niedługo potem byliśmy już w lesie. Mwitek uzbrojony w GPS prowadził. Dzięki temu mogłem cieszyć się otaczającą przyrodą. W pewnym momencie dostrzegłem watahę dzików jakieś trzydzieści metrów przed nami. Również one nas dostrzegły. Dłuższą chwilę mierzyliśmy się tak wzrokiem po czym one wymiękły. Od tej chwili ostrożniej poruszaliśmy się w kierunku planowanego miejsca na biwak. Po drodze omawialiśmy wszelkie forumowo-bushcrafterskie za i przeciw. Gdy rozglądaliśmy się już za miejscem na ognisko, kilka metrów od nas wystartował młody dzik. W chwilę później zniknął w zaroślach. Tym razem to my wymiękliśmy.
Mwitek narąbał biedronkową siekierką drewna. Ja przygotowałem korę brzozy i cienkie patyczki na rozpałkę. Przy okazji znalazłem starą ramę od jakiegoś motoru. Po chwili starań dymiące ognisko zaczęło się pewnie palić. Uradowani skutecznością naszych poczynań postanowiliśmy przećwiczyć kilka patentów. Mwitek zagotował wody w menażce wiszącej nad ogniskiem. Zaparzyliśmy sobie herbatki. W moim przypadku świerkowej. Korzystając z zużytego opakowania po janosikowym zrobiłem gwizdek oraz wpadłem na pomysł wykorzystania pozostałości jako naczynia. Mwitek usmażył kiełbasę na patelni zrobionej z kija i folii aluminiowej. Dopijając herbatkę dokonaliśmy oględzin zabranego ekwipunku. Zagasiliśmy ognisko i ruszyliśmy w drogę powrotną. Po drodze natknęliśmy się na zagrodę w której trzymane były dziki. W jednej części dwa starszaki, w drugiej locha z podrostkami. Wypad zakończyliśmy piwkiem w barze Mi 2 z helikopterem w środku. Niezły widok. Było fajnie.
Mwitek narąbał biedronkową siekierką drewna. Ja przygotowałem korę brzozy i cienkie patyczki na rozpałkę. Przy okazji znalazłem starą ramę od jakiegoś motoru. Po chwili starań dymiące ognisko zaczęło się pewnie palić. Uradowani skutecznością naszych poczynań postanowiliśmy przećwiczyć kilka patentów. Mwitek zagotował wody w menażce wiszącej nad ogniskiem. Zaparzyliśmy sobie herbatki. W moim przypadku świerkowej. Korzystając z zużytego opakowania po janosikowym zrobiłem gwizdek oraz wpadłem na pomysł wykorzystania pozostałości jako naczynia. Mwitek usmażył kiełbasę na patelni zrobionej z kija i folii aluminiowej. Dopijając herbatkę dokonaliśmy oględzin zabranego ekwipunku. Zagasiliśmy ognisko i ruszyliśmy w drogę powrotną. Po drodze natknęliśmy się na zagrodę w której trzymane były dziki. W jednej części dwa starszaki, w drugiej locha z podrostkami. Wypad zakończyliśmy piwkiem w barze Mi 2 z helikopterem w środku. Niezły widok. Było fajnie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)